– Dotychczas na systemie wsparcia zielonej energii, poza kilkoma korporacjami, zarabiały głównie elektrownie współspalające biomasę z węglem, Towarowa Giełda Energii (TGE) oraz maklerzy obsługujący garstkę niezależnych producentów energii z OZE. Rok 2013 będzie dobry jedynie dla prawników, zwłaszcza od prawa upadłościowego oraz od przejęć – mówi w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną” Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej.
Zdaniem Wiśniewskiego, środki z systemu wsparcia w znacznej mierze nie służą realizacji celu regulacji – nowych inwestycji w OZE. W jego ocenie nie w całym sektorze OZE rozwiniętym w ramach dotychczasowego systemu wsparcia jest już trwała stagnacja. Jak zauważa prezes IEO, jednym z głównych problemów na rynku OZE jest gwałtowny spadek cen zielonych certyfikatów. Rynek ten jednak nie jest jednolity. – W obrocie giełdowym znajduje się ok. 20 proc. zielonych certyfikatów, blisko 80 proc. certyfikatów jest w kontraktach bilateralnych. Spadają ceny certyfikatów będących w obrocie na giełdzie, a w transakcjach bilateralnych ceny zbliżone są do wysokości opłaty zastępczej. Demokracja i rynek są dla biednych, a pieniądze dla tych poza giełdą. To są zjawiska nietransparentne i poza kontrolą, niszczące rynek i umacniające monopol – mówi gazecie Grzegorz Wiśniewski. W jego ocenie na rynku OZE jest jeszcze jedna niekorzystna tendencja. – W Polsce działa ok. 2 tys. instalacji OZE, które są skoncentrowane w stosunkowo niewielu grupach. Tylko 270 jest w instalacjach prosumenckich, niezależnych, o mocy poniżej 40 kW. Ta koncentracja nie przekłada się jednak na nowe inwestycje w sektorze OZE, obliczone jedynie na szybki zysk regulacyjny typu windfall profits (np. współspalanie) oraz przejęcie już zbudowanych mocy. Odbywa się spektakularne niszczenie rynku – dodaje.
Wiśniewski proponuje ograniczenie kosztów rozwoju OZE poprzez wsparcie dla różnego typu mikroinstalacji. – Ceny energii z instalacji fotowoltaicznych budowanych teraz w Niemczech czy w Hiszpanii są już niższe od cen energii kupowanej na rynku. W warunkach polskich do 2020 r. prawdopodobnie zniknie potrzeba jakiegokolwiek wsparcia dla nowych instalacji domowych PV. Jednocześnie trzeba rozwijać małą energetykę wiatrową oraz – na wzór kolektorów słonecznych – niewielkie kotły opalane w 100 proc. biomasą pochodzącą z lokalnego rynku, co pozwoliłoby na przejęcie strumienia biomasy zużywanego do tej pory nieefektywnie w elektrowniach węglowych – zauważa prezes IEO.
Cały artykuł można przeczytać pod tym adresem.
źrodło: Dziennik Gazeta Prawna